sobota, 8 września 2012

Puszczają nerwy


Nie pamiętam, kiedy ZKS przegrał ostatnio u siebie 0-4. Kibice, którzy pofatygowali się w sobotnie popołudnie na stadion przy Hutniczej 15 powinni być co prawda przygotowani na stratę przynajmniej 2 punktów – ostatni mecz przed własną publicznością Stalówka wygrała bowiem… 14 kwietnia; ci, którzy wygrzebali jednak 12 złotych na bilet, musieli przecierać oczy z niedowierzania patrząc na styl, w jakim Czarno-Zieloni przegrali z Puszczą Niepołomice.
 
Dla mnie była to inauguracja sezonu, dwa pierwsze mecze przy Hutniczej - z Wisłą Puławy i  Stalą Rzeszów – z różnych powodów musiałem odpuścić. Wiecie, co to znaczy inauguracja sezonu, prawda? Nie mówię o tej sierpniowej sobocie z Canalem +, kiedy rusza liga (na ten dzień też czekamy przez całe wakacje, nieprawdaż?), mam tu na myśli raczej ten nieco staromodny, powtarzany co dwa tygodnie popołudniowy rytuał polegający na tym, że dorosły mężczyzna musi na dwie godziny wyjść z domu. Są jeszcze tacy panowie przy Hutniczej 15; przychodzą sami, siadają samotnie, czasem tylko z kimś się przywitają, zdawkowa pogawędka ze znajomym: „Dziś wreszcie będzie do przodu?”.

No więc pierwszy raz w sezonie to jest zawsze w pewnym sensie pierwszy raz w ogóle. Przychodzę ponad pół godziny przed pierwszym gwizdkiem, siadam w najwyższym rzędzie jedynej czynnej na stadionie trybuny i odkrywam fantastyczny widok, który nigdy nie był mi do tej pory dany (po pierwsze – zawsze przychodziłem na mecze zbyt późno, po drugie – w ubiegłym sezonie nawet w zimie nie było tak niskiej frekwencji). Czuję się, jakbym wrócił na Hutniczą po 10-letniej, nie trzymiesięcznej przerwie. Dalej. Słucham anonsowanego przez spikera składu Stalówki na mecz z Puszczą - nie znam z połowy z tych jedenastu chłopaków.

Zaczęli z animuszem, niezbornie, lecz ze sporym wigorem – zwłaszcza dwaj skrzydłowi. Prawą stroną Majowicz, lewą flanką Kachniarz co jakiś czas próbowali zaczepnych akcji, które kończyły się dośrodkowaniem w pole karne Puszczy. Nieważne, że nie było w tym momencie pod bramką rywali ani Białka (nasza stalowowolska „10"), ani Fabianowskiego (na koszulce z numerem 16) – nasi napastnicy przyzwyczaili bowiem do tego, że jak już dochodzą do strzeleckich sytuacji, to potem koncertowo je marnują.

Więcej okazji do zmarnowania miał w pierwszych 45 minutach Białek. Najpierw po jednej z nielicznych składnych akcji i otwierającym pustą drogę do bramki Puszczy podaniu Fabianowskiego stanął oko w oko z bramkarzem gości; strzał z dość ostrego kąta golkiper Puszczy wybił jednak nogą. Za drugim razem Białek powinien podawać; zbliżając się lewym skrzydłem do pola karnego gości mógł idealnie obsłużyć wspierającego go w kontrataku Fabianowskiego. Zdecydował się jednak na indywidualne rozwiązanie, jeden zwód, drugi i  - zamiast strzału na bramkę teatralna próba wymuszenia karnego. Żółta kartka.
Białek i Fabianowski: Napastnikom Stali najlepiej wychodziło wznawianie gry od środka boiska.

Puszcza grała solidnie z tyłu, ale nie pchała się zbyt natarczywie pod pole karne gospodarzy. Kiedy piłkarze z Niepołomic decydowali się jednak na akcję ofensywną, kończyło się to na zamieszaniu pod bramką Stalówki. Najgroźniejsi byli przy stałych fragmentach gry. Po jednym z rzutów rożnych piłka, przy biernej postawie naszego bramkarza Dydy, otarła słupek; chwilę później znów było niebezpiecznie, kiedy kolejny korner gości zakończył się niecelnym strzałem głową jednego z piłkarzy Puszczy. Komuś włączyła się już wtedy czerwona lampka? Tuż przed przerwą dostaliśmy bramkę do szatni, gola z niczego, strzał nie do obrony zza pola karnego, przy biernej postawie obrońców. Dydo bez szans.

Druga połowa przejdzie do historii stalowowolskiej piłki. Naszym starczyło sił na niecałe 5 minut, kiedy stracili drugą bramkę – uwaga! – po strzale głową z kolejnego rzutu rożnego.  Potem się posypali. Ciężko wyróżnić któregokolwiek ze Stalowców, wszyscy na tle Puszczy wyglądali jak piłkarze okręgówki przy solidnym drugoligowcu. Ja jednak mam po tym meczu swojego faworyta – golkiper ZKS-u Bartłomiej Dydo zawalił co prawda tylko jedną bramkę (trzeci gol, strzelony po balonowym dośrodkowaniu w pole karne z odległości dwóch metrów!), ale chyba każdy celny strzał Puszczy kończył się rozpoczęciem gry przez naszą jedenastkę od połowy boiska. Najbardziej drażniący w boiskowej postawie Dydy jest jednak jego piskliwy głosik, którym dyryguje kolegami z boiska. Czy słuchalibyście się dowódcy, który wydaje rozkazy przedmutacyjnym dyszkantem? Dydo robi na boisko tyle hałaśliwego ambarasu, że chciałoby się krzyknąć: „Nie gadaj tyle, tylko graj”.
Bartłomiej Dydo w meczu z Puszczą nie miał nic do gadania.

Aha, powinno być przynajmniej 0-6. Od strzelenia drugiego gola piłkarze z Niepołomic bawili się z nami w „Pustynię i wpuszczę” – nasi robili im sporo wolnego miejsca a potem sprawdzali, czy Dydo wpuści gola. Wyszło na remis – Puszcza dwa razy strzeliła, dwie wyśmienite okazje zmarnowała.

A po meczu była konferencja prasowa, na którą trener Stalówki, Mirosław Kalita, przyprowadził dwóch piłkarzy – kapitana Bartosza Horajeckiego i Wojciecha Fabianowskiego. Jak wyjaśnił, doszedł do wniosku, że po tym, co zobaczył w drugiej połowie, piłkarze sami muszą się wytłumaczyć. Horajecki przeprosił wszystkich kibiców za postawę zespołu, Fabianowski zaś przyznał, że pora „posypać głowę popiołem”. - Sporą część drugiej połowy obejrzałem z ławki rezerwowych. Na miejscu kibiców też nie chciałbym tego oglądać – powiedział samokrytycznie napastnik Stali. Wiecie co? Nie było w tym jednak za grosz sportowej złości, tylko rozmamłane przeprosiny ucznia, który tłumaczy się rodzicom po wywiadówce, obiecując rychłą poprawę. Komuś puściły nerwy? Nawet kibice przestali już wyzywać piłkarzy (krótkie, kulturalne "Co wy robicie?!" to wszystko, na co było stać trybuny). Aż takimi dżentelmenami to chyba nie jesteśmy?
Wywiadówka piłkarzy Stali, po prawej: niezadowolony wychowawca.

p.s.

Kto idzie o zakład, że Kalita leci ze stołka? Bilans ostatnich 7 meczów Stalówki na Hutniczej: 6 porażek, 1 remis. Stosunek bramek: 3-15. To, że w bieżącym sezonie nie będziemy bić się o pierwszą ligę, było jasne jak brak podgrzewanej murawy na Hutniczej; teraz już wiemy, że będziemy walczyć o utrzymanie. I wszyscy razem: „Nigdy nie spadnie, Stalówka nigdy nie spadnie, nigdy nie spaaaaadniee…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz