niedziela, 14 kwietnia 2013

Z opuszczonymi głowami



Z opuszczonymi głowami wracali z Niepołomic piłkarze Stali Stalowa Wola, ale mimo wyraźnej porażki 1-3 przez sporą część spotkania toczyli równorzędną walkę z faworyzowanymi gospodarzami.

Nie wiem, z jakim nastawieniem jechali na boisko drugoligowego lidera piłkarze Stalówki: odegrać się za kompromitującą porażkę na własnym stadionie z rundy jesiennej czy uniknąć jeszcze większego upokorzenia. Miejsce Puszczy w ligowej tabeli nie pozostawia bowiem złudzeń – zespół z Niepołomic to jeden z kandydatów do awansu; Stalowcy, jak co roku, bronić mają się przed spadkiem. Pewności naszym zawodnikom nie dodawała też przymusowa przerwa spowodowana wiosennym atakiem zimy – ostatni mecz o punkty zagrali 2,5 tygodnia temu; Puszcza z kolei miała prawo czuć w nogach trudy środowego wyjazdu do Rzeszowa, gdzie w zaległym meczu bezbramkowo zremisowała ze Stalą.

Mimo słonecznej pogody w sobotnie popołudnie w Niepołomicach czarne chmury zaczęły gromadzić się nad Stalowcami już kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku sędziego, kiedy pierwszy rzut rożny wykonywany przez gospodarzy dał im niespodziewanie szybkie prowadzenie. Nasi obrońcy nie upilnowali Moskwika i piłka po jego strzale głową wpadła do bramki obok zaskoczonego Wołoszyna. Wyglądało, jakby nasi nie zdążyli jeszcze wysiąść z autobusu… Co więcej, nie zaparkowali chyba we własnym polu karnym, ponieważ kilkanaście minut później gospodarze cieszyli się już po raz drugi. Znów zadecydował stały fragment gry – po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę strącił nogą najwyższy chyba na boisku Popiela (w ubiegłej rundzie oglądaliśmy go w Stalowej w barwach Unii Tarnów) i Wołoszyn znów musiał wyciągać piłkę z siatki.




Wołoszyn mógł się równie dobrze oprzeć w Niepołomicach o słupek...

Wyglądało na to, że wystarczy trafić w światło stalowowolskiej bramki, by cieszyć się z gola. Trener Kalita notował już chyba w kajecie nazwiska piłkarzy, którzy tym razem tłumaczyć będą się z kompromitacji na pomeczowej konferencji prasowej (przypominam, że po łomocie na własnym stadionie na publiczną samokrytykę zdecydował się duet Horajecki-Fabianowski). Na dodatek warunki atmosferyczne robiły wszystko, by unaocznić Stalowcom ich sytuację - pogoda nagle się popsuła, nad boisko nadciągnęły deszczowe chmury a porywisty wiatr uniemożliwiał zawodnikom dokładną wymianę piłki. I jak w takich warunkach brać się za odrabianie strat? Sygnał dał kolegom Wojciech Reiman.

Były gracz Podbeskidzia Bielsko-Biała był chyba najlepszym zawodnikiem Stali w tym meczu. Waleczny, nieustępliwy, pewny siebie – dobrze rozkręcał w środku pola akcje Stalówki, dyrygował kolegami o wiele skuteczniej niż kapitan Horajecki. Wyprowadzając jeden z kontrataków naszego zespołu zauważył, że bramkarz gości nie zdążył ustawić się między słupkami, huknął więc z połowy boiska. Gdyby wpadło, mielibyśmy kandydata do gola sezonu, niesiona podmuchem wiatru piłka trafiła jednak w poprzeczkę. Wtedy było jeszcze tylko 0-1…



Trzeba jednak przyznać uczciwie, że po stracie drugiego gola Stalowcy uporządkowali grę w defensywie i coraz śmielej zaczęli zapędzać się na połowę gospodarzy. Większego zamieszania pod bramką rywali nie robili, zyskiwali jednak pewność siebie. I właśnie po jednej z kontr do wrzuconej w pole karne przez Sikorskiego piłki wyskoczył Krystian Getinger a jego główka trafiła w rękę obrońcy Puszczy. On też okazał się bezbłędnym egzekutorem (w tej rundzie jest jedynym strzelcem zespołu) i coraz śmielej można było myśleć o wywiezieniu z Niepołomic choćby jednego punktu.

Wojciech Reiman mógł zaliczyć w Niepołomicach gola kariery.
Tym bardziej, że po zmianie stron ZKS wyszedł na boisko w ofensywnych nastrojach. Ukaranego przez trenera Kalitę za zawalenie dwóch goli obrońcę Michała Czarnego zastąpił Damian Juda (miejsce Czarnego na lewej obronie zajął cofnięty do tyłu Sikorski, Bartkiewicz przeszedł zaś na prawą stronę defensywy) a Stalówka ku zaskoczeniu miejscowych kibiców powoli przejmowała inicjatywę na boisku. Nie przekładało się to jednak na sytuacje bramkowe; owszem, byliśmy częściej przy piłce, rozgrywaliśmy atak pozycyjny na połowie rywala, ale strzałów na bramkę jak nie było, tak nie było. Kluczowym momentem dobrego okresu gry Stali w drugiej połowie była zmarnowana szansa Judy, który po minięciu obrońcy Puszczy zwodem na zamach, zamiast uderzać na bramkę postanowił wymusić rzut karny. Sędzia nie dał się nabrać i napastnik Stali otrzymał żółtą kartkę. Trzeba uczciwie przyznać, że była to najgroźniejsza sytuacja pod bramką Puszczy w drugiej połowie meczu.

Gospodarze po zmianie stron wyglądali na lekko zdemotywowanych, oddali pole rywalowi i przeczłapywali obok meczu, kiedy już jednak urządzali sobie wycieczkę pod bramkę Stali, zazwyczaj było groźnie. Zwłaszcza jeśli udało im się wywalczyć stały fragment gry. W 73 minucie wykonywany przez Nowaka kolejny rzut wolny przyniósł Puszczy trzecią bramkę. Z trybun wyglądało to na precyzyjne uderzenie w okienko, kąt był jednak na tyle ostry, że mało który zawodnik na polskich boiskach pokusiłby się o bezpośrednie uderzenie z tego miejsca. Trener Puszczy przyznał na pomeczowej konferencji, że Nowakowi zwyczajnie nie wyszło dośrodkowanie, nie zrzuca to jednak z barków Wołoszyna odpowiedzialności za finałowego gola. Nasz golkiper był zresztą najsłabszym zawodnikiem Stali w tym meczu. Nie ujmując niczego napastnikom Puszczy, w sobotę wystarczyło trafić w światło bramki…

Po meczu piłkarze ZKS musieli jeszcze wysłuchać motywującej "pogadanki" kibiców Stali.

Mimo trzech straconych bramek i wyjątkowo konsekwentnej nieporadności naszej formacji defensywnej (zawodzi nie tylko komunikacja między Wołoszynem a obrońcami, każdemu z naszych defensorów przytrafiły się błędy indywidualne), największym problemem trenera Kality wydaje się jednak niemoc naszego ataku. W trzech meczach bieżącej rundy Stalówka strzeliła tylko dwa gole, tylko jeden z nich padł z gry. W najbliższą sobotę w potyczce z Motorem na boisku zabraknie dodatkowo naszego wyjściowego snajpera – Wojciecha Fabianowskiego wykluczyła kolejna żółta kartka, którą ujrzał w meczu z Puszczą. Oglądając w tym sezonie Stalówkę ciężko uwierzyć w to, że ten zespół jest w stanie strzelić w jednym spotkaniu więcej niż jednego gola. Patrząc zaś na grę naszej obrony zyskuję pewność, że ta jedna bramka nie wystarczy, by zdobyć komplet punktów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz