niedziela, 2 czerwca 2013

Jedna jaskółka



Mówią, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale skromna, lecz w pełni zasłużona wygrana Stali Stalowa Wola z Unią w Tarnowie sprawiła, że nasz zespół można uznać za rewelację końcówki rundy wiosennej. 13 punktów zdobytych w ostatnich pięciu kolejkach stawia nasz zespół na równi z dwoma drużynami walczącymi o awans do I ligi. Poza Wisłą Płock i Puszczą Niepołomice żadna ekipa z drugoligowej stawki nie może poszczycić się równie imponującymi statystykami.

Powtarzam to drugi raz z rzędu, powoli wykluczamy tu więc rolę przypadku. Tak jak rozgrywanym w Stalowej Woli  meczu z Garbarnią, tak w wyjazdowym starciu z Unią w Tarnowie – „Stalówka” nie tylko posiadała znaczącą przewagę na boisku, była też drużyną dojrzalszą, grającą efektowny jak na drugoligowe standardy futbol (trener Wtorek z uroczą lingwistyczną nieporadnością podkreśla, że „chcemy grać w piłkę”), wreszcie potrafiącą przełożyć optyczną dominację na wymierny efekt bramkowy. Myślę, że nieliczni kibice ze Stalowej Woli, którzy pojawili się na Stadionie Miejskim w Tarnowie, ze zdumieniem obserwowali, jak ich ulubieńcy po strzelonym golu nie cofają się do głębokiej defensywy, by bronić korzystnego rezultatu, tylko z animuszem dążą do strzelenia kolejnej bramki. Zacznijmy jednak od początku...



Trener Stali, Paweł Wtorek, dał w Tarnowie odpocząć będącemu ostatnio na fali Damianowi Judzie. Jego miejsce w podstawowej jedenastce zajął Damian Łanucha, który z kolei siedział na ławce w poprzednim meczu Stalówki, wyjazdowej wyprawie do Rzeszowa w potyczce ze Stalą. Wracający do pełnej dyspozycji i uzupełniający ławkę rezerwowych Wojciech Reiman i Sylwester Sikorski dają szkoleniowcowi Stalówki możliwość rotacji zawodnikami, co odgrywa niebagatelną rolę w napiętym kalendarzu rozgrywek. Piłkarze Unii Tarnów nie mogą narzekać na gorszy los; Stalówka, tak jak jej sobotni rywal, regularnie grywa w ostatnich tygodniach systemem sobota-środa-sobota; o ile jednak brak świeżości piłkarzy z Tarnowa był wyraźnie odczuwalny w starciu obydwu drużyn (mecz ze Stalówką był dla „Jaskółek” piątą porażką z rzędu), o tyle piłkarze Stali czuli się na mokrej murawie w Tarnowie jak ryby w wodzie (przez cały mecz lało).

Co zostało mi w głowie ze świetnej pierwszej połowy? Przede wszystkim ofensywna predyspozycja kapitana Bartosza Horajeckiego, który zagrał w Tarnowie chyba najlepsze 45 minut w bieżącym sezonie. Proszę sobie wyobrazić, że nasz pomocnik miał w trakcie pierwszych trzech kwadransów aż trzy wyborne sytuacje bramkowe: pierwszy raz wspomagał w polu karnym Wojciecha Fabianowskiego; Fabian zmarnował bowiem w 13 minucie sytuację sam na sam z bramkarzem; nieudanie dryblując golkipera gospodarzy znalazł się przy linii bocznej pola karnego, dostrzegł wtedy wbiegającego w „16-tkę” Horajeckiego, ten strzelił jednak nad poprzeczką. Dwie kolejne szanse Horajecki dostał po precyzyjnych dośrodkowaniach w pole karne: o ile główka po wrzutce Radosława Mikołajczaka została zablokowana przez obrońców gospodarzy, to już strzał głową po centrze Adriana Bartkiewicza zmierzał w światło bramki. Horajecki harował jednak w meczu z Unią na obu połowach, często przerywając w zarodku akcje gospodarzy, świetnie asekurował również obrońców, będąc najjaśniejszą postacią naszej drużyny w pierwszej połowie meczu.


Wspomniałem o świetnej sytuacji Wojciecha Fabianowskiego z 13 minuty spotkania. Wiecie jak doszło do tego, że Fabian znalazł się sam na sam z bramkarzem? Kilkukrotnie w trakcie pierwszej połowy Stalówka próbowała sprytnych zagrań z pominięciem drugiej linii: środkowi obrońcy rzucali długie piłki na skrzydła do ganiającego na prawej flance Mikołajczaka lub biegającego po przeciwnej stronie Getingera; jeśli nawet interweniowali obrońcy gości wybijając mijającą ich piłkę, szybko dobiegał do niej Łanucha próbując kolejnej kombinacji otwierającej drogę do bramki. Unia wydawała się bezradna, wybita z rytmu, nie wiedząca, jak poradzić sobie z dobrze zorganizowaną środkową strefą Stali. Kiedy w 37 minucie piłkarzowi „Jaskółek” udało się wyjątkowo dośrodkować z prawego skrzydła, widzowie mogli usłyszeć jak bramkarz Stali, Dawid Wołoszyn, strofuje swoich kolegów: „Nie może z tego wejść”. Parę minut wcześniej odpowiedzialny za ten fragment boiska Mateusz Kantor karcił Krystiana Getingera za brak asekuracji; widać, że naszym zawodnikom nie brak motywacji, nawet jeśli któryś z nich grał gorsze zawody (jak wspomniany Getinger), partnerzy robili wszystko, by wróciła mu koncentracja.



Sytuacja na boisku nie zmieniła się po przerwie, mimo że to Unia stworzyła sobie już na początku drugiej połowy groźną sytuację pod bramką Stali; Kantor nie upilnował napastnika Jaskółek, jednak Wołoszyn wybił uderzoną głową piłę na rzut rożny. Ton gry nadawali jednak dalej Stalowcy, najwięcej kłopotów zawodnikom Unii sprawiał zaś szybki Radosław Mikołajczak - nie sprawdzałem tego skrupulatnie, ale na 4 żółte kartki, jaki obejrzeli w tym spotkaniu gospodarze, przynajmniej 3 rozdane zostały przez sędziego za faule na Mikołajczaku. Piłkarze Unii zwyczajnie nie nadążali za „Miko”, trafiając bez pardonu w nogi naszego skrzydłowego, pokiereszowali go w sobotę niemiłosiernie. 

Radosław Mikołajczak był w Tarnowie za szybki dla piłkarzy Unii.

Stal konsekwentnie dążyła jednak do oszukania rosłych, lecz niezbyt zwrotnych obrońców Unii. Sytuacja z pierwszej połowy, kiedy udało się wypuścić Fabiana „na setkę” z bramkarzem, była dla naszych sygnałem, że obrona gospodarzy najwięcej kłopotów ma wtedy, kiedy musi biegać. W 69 minucie kolejna długa piłka padła pod nogi Łanuchy (obrońca starał się goniąc ją, wybić futbolówkę nogą, ale nie sięgnął piłki), ten uciekł na prawą stronę i wykorzystując przewagę liczebną spokojnie podał w punkt do Fabiana, który kolejnej setki zmarnować już nie mógł. Mimo dwójkowej akcji Łanucha-Fabianowski gol był uwieńczeniem zespołowej gry całej drużyny Stali, która po objęciu prowadzenia nadal nacierała na bramkę rywali. Kiedy brakowało zaś sił, nasi decydowali się na uderzenia z dystansu; Getinger zepsuł w ten sposób jeden z kontrataków, ale strzał Łanuchy z 25 metrów z okolic 75 minuty wylądował na poprzeczce.
Fabianowski vs Bednarczyk. Przewaga fizyczna była po stronie zawodnika Unii, ale...

Trener Wtorek zaczął zaś rozsądnie wprowadzać na boisko zmienników. Kilka minut przez objęciem prowadzenia Kachaniarza zmienił Reiman, słabnącego Łanuchę chwilę później zastąpił zaś Mistrzyk. W ostatnich minutach mogliśmy zobaczyć na placu gry kolejnych zawodników Stali: rekonwalescent Sikorski zmienił Getingera, ale za chwilę okazało się, że naszym wcale nie idzie o obronę Częstochowy, kiedy wymiana Kantora na Majowicza przywróciła równowagę formacjom Stali. (Mikołajczak przeszedł na lewą stronę, Majowicz zajął zaś miejsce na prawej flance).



Jeśli nie strzela się jednak na 2-0, trzeba do końca bronić  jednobramkowej przewagi: końcówka spotkania należała już do gospodarzy, którzy niesieni dopingiem swoich kibiców (stadion w Tarnowie ma ciekawą akustykę, doping odbija się od wysokich żużlowych wiraży obiektu i, wydatnie zwielokrotniony, powraca jak echo – grupa kilkuset kibiców brzmi w takich warunkach jak kilkutysięczny tłum) chaotycznie szturmowali bramkę Wołoszyna. Taktyka przesunięcia potężnego stopera Bednarczyka na środek ataku i rozpaczliwe próby wrzucania piłki na jego głowę okazały się jednak zbyt prymitywną metodą, by zaskoczyć obronę Stalówki i goście wywieźli z Tarnowa zasłużone 3 punkty, zaburzając remisowy bilans dotychczasowych spotkań obydwu drużyn (do sobotniego meczu graliśmy z Unią Tarnów 24 razy odnotowując 8 zwycięstw, tyle samo razy remisując i 8 razy schodząc z boiska pokonanymi).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz