niedziela, 10 listopada 2013

Wodzirej




Najlepsza połowa w wykonaniu piłkarzy Stali Stalowa Wola w całej rundzie wystarczyła, by na pożegnanie jesieni odprawić z kwitkiem Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Spektakularne, czterobramkowe zwycięstwo Stalówki zasługuje na tym większe uznanie, że przez ponad 70 minut grała ona w osłabieniu. Wybór zawodnika meczu nie nastręcza zbyt wielkich kłopotów: strzelając dwa gole i asystując przy kolejnych dwóch trafieniach Wojciech Reiman był w sobotę niekwestionowanym liderem drużyny.

Sobotnie spotkanie, którym piłkarze Stali Stalowa Wola pożegnali się przed zimą ze swoimi kibicami, miał dwa oblicza - swoją brzydszą i piękniejszą połowę. W pierwszych 45 minutach obydwie drużyny zajmowały się głównie ślizganiem po namokniętej murawie i niemającą nic z ducha sportowego fair play wymianą złośliwości. Trup słał się gęsto, goście prowokowali piłkarzy Stali mało kulturalnymi zaczepkami, w których brylował zwłaszcza napastnik Kamil Szczepański – ten sam, który w maju, w trenerskim debiucie Pawła Wtorka, wykazał się na Hutniczej zarówno brakiem elegancji, jak i boiskowym sprytem strzelając Stalówce gola po nieładnej przepychance z Krystianem Getingerem.

Także i tym razem boiskowa postawa wysokiego napastnika Świtu pozostawiała wiele do życzenia; nie tylko dążył do spięć z obrońcami Stali – do rękoczynów z Bogaczem doszło już w pierwszych minutach meczu – lecz jeszcze z przesadną teatralnością próbował oszukiwać sędziego. Nic dziwnego, że nerwowa aura udzieliła się nie tylko kolegom Szczepańskiego, lecz również piłkarzom Stalówki. Padło na Bartkiewicza, który już w 17 minucie został wyrzucony z boiska za faul bez piłki (trener Lebioda stwierdził, że przewinienie defensora Stali zasługiwało najwyżej na upomnienie). Świt miał przed sobą ponad 70 minut gry w przewadze.

W pierwszej połowie piłkarze częściej leżeli, niż grali...

Wcześniej nic nie wskazywało na to, by Stalowa miała zdominować sobotnie zawody. Do momentu czerwonej kartki dla Bartkiewicza obydwie drużyny sprawiały wrażenie, jakby brały udział w przymusowym sparingu. Nie dość, że ciężko dostrzec było choćby minimalne oznaki boiskowego zaangażowania, to jeszcze zawodnicy obydwu drużyn popełniali szkolne błędy. Obopólną indolencję najlepiej oddaje sytuacja, kiedy Mateusz Kantor wrzucił piłkę z autu wprost pod nogi skrzydłowego Świtu – ten zaś, niepilnowany przez nikogo, wybił piłkę poza linię boczną. Trzeba jednak przyznać Stalowcom, że na boisku w ogóle nie dało odczuć się przewagi Świtu; co więcej – od kiedy zmuszeni zostali do walki w 10-tkę – to właśnie gospodarze starali się nadawać ton boiskowym wydarzeniom.



Inna sprawa, że defensywa Świtu robiła co mogła, by ułatwić zadanie piłkarzom Stalówki. Kluczowy moment meczu miał miejsce w 36 minucie, kiedy do bezpańskiej piłki między dwóch zawodników gości i wychodzącego do piłki bramkarza zdołał doskoczyć Tomasz Płonka, jednak napastnikowi Stali zabrakło odrobiny szczęścia i gości uratował słupek. Zryw Płonki był jednak dla kolegów wyraźnym sygnałem, że przy agresywniejszym pressingu defensywa rywali zaczyna tracić rezon. Pierwszy gol dla Stalówki mógł paść jeszcze przed przerwą, kiedy głowę stracił golkiper Świtu łapiąc na 5 metrze podaną przez swego kolegę piłkę. Kardynalnego błędu gości nie zdołał jednak wykorzystać Wojciech Reiman nie znajdując luki w ustawionym na linii bramkowej murze.

Wojciech Reiman: Jak z 5 metrów ominąć mur?




Na drugą połowę gospodarze wyszli bez zmian, zobaczyliśmy jednak po przerwie zupełnie odmienioną drużynę. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już 4 minuty po wznowieniu gry piłka po raz pierwszy zatrzepotała w bramce bronionej przez Domżala, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i strzale Wojciecha Reimana głowę dostawił Mateusz Argasiński. Nie bez znaczenia była tu próba prowokacji ze strony strzelca bramki (trochę w stylu Szczepańskiego), który chwilę wcześniej skutecznie zdenerwował bramkarza Świtu zastawiając go ciałem przy kornerze.



Od tego momentu na boisku niepodzielnie rządziła już tylko jedna drużyna, dowodzona przez Wojciecha Reimana. Grający po przerwie z opatrunkiem na głowie pomocnik był siłą napędową Stalówki: być może zbyt często decydował się na samolubne zagrania, nonszalancko uderzając z dystansu zamiast dostrzec lepiej ustawionych partnerów; wspólnie z Tomaszem Płonką, Radosławem Mikołajczakiem i Patrykiem Turem (nareszcie dobry mecz naszego młodzieżowca) raz po raz konstruował jednak coraz płynniejsze akcje stwarzając coraz większe zagrożenie pod bramką rywali. Kiedy zaś Świt próbował dostać się w pole karne Stalówki, na posterunku stał niezawodny w sobotę Michał Bogacz.

Defensor gospodarzy rozegrał chyba najlepsze spotkanie w tej rundzie, praktycznie nie dopuszczając gości do sytuacji strzeleckich; fakt, że grając przez większą część spotkania w osłabieniu nie straciliśmy ani jednej bramki, to gównie jego zasługa – co więcej, skuteczne bloki Bogacza często inicjowały groźne kontrataki Stalówki. Tak było w 65 minucie, kiedy ładna kombinacja między Płonką i Reimanem zakończyła się kornerem dla Stali. 6 minut później identyczny scenariusz – zablokowana przez Bogacza piłka trafia do Damiana Łanuchy, który pędzi lewym skrzydłem w kierunku bramki gości, gdzie doskonale wypatruje wbiegającego w pole karne Reimana i jest już 2-0.

Reiman był w sobotę w niesamowitym gazie. Do ostatniego gwizdka sędziego nie odpuszczał biegowych pojedynków z rywalami, stając się nie tylko królem środka pola, lecz również najgroźniejszym piłkarzem Stalówki pod bramką Świtu. Gol na 2-0 był właśnie efektem „pójścia za akcją” do samego końca; wystarczyło tylko dostawić nogę. O wiele więcej szczęścia miał Reiman w 88 minucie, kiedy dość łatwo rozklepał defensywę gości do spółki z Płonką i zdecydował się na zaskakujący strzał z dystansu – Domżal nie miał jednak w sobotę najlepszego dnia i na tablicy wyników powtórzył się rezultat ze spotkania z Concordią. Podłamanych piłkarzy Świtu dobił jeszcze w doliczonym czasie gry wprowadzony przed końcem Damian Juda, który nie zmarnował świetnego podania Reimana i ze spokojem ośmieszył obronę gości ustalając wynik spotkania na 4-0.



Lepszego pożegnania jesieni nie wyreżyserowałby sam Mariusz Treliński! Gdyby to był teatr, z pewnością nie obeszłoby się w sobotę bez bisów. Tak entuzjastycznej owacji na stojąco nie było już bowiem na Hutniczej od lat. Sto lat! Sto lat!

Zobacz galerię zdjęć z meczu Stal Stalowa Wola - Świt Nowy Dwór Mazowiecki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz