niedziela, 18 maja 2014

Pogoda nie dla Bogaczy

„Dla biednych nie ma gry w piłkę” – rozgoryczony trener Stali Stalowa Wola, Paweł Wtorek, odwołał się na pomeczowej konferencji prasowej do głośnej wypowiedzi Zbigniewa Bońka, w mało elegancki sposób sugerując wypaczenie wyniku spotkania z Pogonią Siedlce przez sędziego zawodów, Marka Opalińskiego.  Kwestią sporną pozostaje tu sprawa rzekomego wymuszenia rzutu karnego przez Radosława Mikołajczaka, za które nasz skrzydłowy został przez arbitra ukarany drugą żółtą, w efekcie czerwoną kartką. Chwilę potem z boiska zdjęty został jedyny Bogacz w naszej drużynie…

Zacznijmy więc od pogody. Padać przestało w Stalowej Woli niecałą godzinę przed rozpoczęciem spotkania, dwudniowe ulewy zdążyły zamienić boisko przy Hutniczej w błotniste klepisko; najwięcej wody znajdowało się w kole środkowym, znaczy się kontrataki należało wyprowadzać skrzydłami, nie środkiem boiska. Gdybym był trenerem, od zwrócenia uwagi na ten element rozpocząłbym przedmeczową pogadankę z drużyną. Trener Wtorek miał inne zmartwienia, ubiegłotygodniowe zwycięstwo w Tarnobrzegu okupione zostało wykartkowaniem kilku kluczowych zawodników, w spotkaniu z wiceliderem z Siedlec zabrakło więc m.in. Damiana Łanuchy, Adriana Bartkiewicza oraz Mateusza Argasińskiego. Szansę gry od pierwszej minuty otrzymał więc Mateusz Kantor, młodzieżową równowagę w składzie zapewniali zaś Patryk Tur i bramkarz Dawid Wołoszyn.

Już w 4 minucie młody golkiper Stalówki zmuszony został do pierwszej interwencji, kiedy po precyzyjnym uderzeniu Krystiana Wójcika (łatwo poznać, w odróżnieniu od rosłych piłkarzy Pogoni nie grzeszył wzrostem, dodatkowy identyfikacyjny atut – brak włosów) piłka zmierzała w okienko bramki gospodarzy. Wołoszyn nieźle radzi sobie z uderzeniami z dystansu, gorzej wychodzi mu gra na przedpolu. Zbyt często źle oblicza tor lotu piłki, do tego dochodzi brak zdecydowania i nieszczególny refleks. Winą za stratę gola w 10 minucie spotkania obdzielić trzeba po równo Wołoszyna i obrońcę Stali - Michała Bogacza. Obrońca gości Krzysztof Ratajczak tak szczęśliwe dośrodkowywał piłkę w pole karne Stalówki, że ta minęła głowę źle ustawionego Bogacza – i odbijając się od słupka wpadła do bramki obok zaskoczonego Wołoszyna, który próbował jeszcze wybić futbolówkę, ale tylko wpakował ją sobie z impetem do własnej siatki.

Stalowcy potraktowali jednak szybko straconą bramkę jako wypadek przy pracy i przy dodającym otuchy chóralnym „nic się nie stało” wzięli się za odrabianie strat. W odstępie 5 minut mieli aż trzy okazje do wyrównania, największe zagrożenie stwarzając po bramką rywali przy rzutach rożnych. Najlepszą, stuprocentową sytuację zmarnował w 16 minucie Wojciech Reiman, jego strzał głową z 5 metrów wybił z linii bramkowej obrońca Pogoni; wcześniej pomysłowe kontrataki Stali zmitrężyli Patryk Tur i Michał Kachniarz.

Za chwilę padnie pierwsza bramka dla Pogoni Siedlce...


Gościom kolejne prezenty fundował w sobotę duet Bogacz-Sikorski; współpraca między środkowym i lewym obrońcą Stali przypominała komedię pomyłek, w niemal slapstickowej konwencji co rusz wpadali na siebie, wywracając się spektakularnie, piłkę przejmował wtedy będący najbliżej nich przeciwnik; najwięcej kłopotów sprawiał im Cezary Demianiuk, chłop jak dąb, przypominający posturą rosyjskiego piłkarza Pawła Pogrebniaka. Kiedy tylko dochodził do piłki, z wielką swobodą potrafił szybkim zwodem pozbyć się „plastra” i groźnie zacentrować, bądź samemu wykończyć akcję, jak miało miejsce w 30 minucie, kiedy ograł przed polem karnym czterech (!) rywali i sprawdził refleks Wołoszyna. Odpowiedzialny za Demianiuka Bogacz wydawał się bezradny.

Prawdziwy test piłkarze Stali mieli jednak przejść w drugiej części spotkania. Od 50 minuty musieli radzić sobie na boisku w 10-tkę, po tym, jak Radosław Mikołajczak otrzymał żółtą kartkę za próbę wymuszenia karnego (dwie minuty wcześniej ujrzał żółty kartonik za faul taktyczny). Z wysokości trybun wyglądało to na ewidentny faul Ratajczaka, po meczu trener Wtorek był święcie przekonany, że jego zawodnik nie blefował; ponoć do faulu przyznał się później nawet sam obrońca Pogoni. Szkoleniowiec Stalówki szybko zdecydował się na korektę składu, na boisku za rozgrywające katastrofalne zawody Bogacza pojawił się młody defensor Maciej Sołek, bezproduktywnego na swym stałym poziomie Tura zmienił zaś wysoki Płonka.

Hej Juda! - woła piłkarza Stali sędzia.
Kontrowersyjna decyzja sędziego nie podłamała piłkarzy Stali, którzy, podrażnieni sportową złością, zaczęli przejmować kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Płonka nie zdążył jeszcze dobrze powąchać murawy, kiedy wyprzedził rywala w pościgu za nieco zbyt mocno zagraną piłką, z profesorskim spokojem odwrócił się w polu karnym, dojrzał lepiej ustawionego Damiana Judę i stadion przy Hutniczej eksplodował wybuchem niekontrolowanej radości. Strzelec gola również nie potrafił okiełznać emocji; tuż po tym, jak piłka zatrzepotała w siatce Pogoni, Juda zerwał z siebie koszulkę, otrzymując głupią żółtą kartkę (przypominam, że w spotkaniu z Pogonią nie zagrało aż 5 kartkowiczów!). Rozumiem podwyższony poziom adrenaliny tuż po strzeleniu gola, chciałbym jednak, aby piłkarze zachowywali przy okazji choćby promile zdrowego rozsądku: Juda miał przecież spędzić jeszcze na boisku ponad pół godziny (no i gdyby choć zaprezentował nam gołą klatę! Gdzie tam! Pod meczowym trykotem miał inną koszulkę).

Po doprowadzeniu do wyrównania Stal nadal dominowała, Sołek dwukrotnie zatrzymał Demianiuka, Płonka z Judą próbowali przetrzymywać piłkę w środku boiska, rozprowadzając ją później na boki do Kantora i Sikorskiego. To właśnie ten ostatni w 65 minucie wbiegł z piłką w pole karne, lecz jego podanie nie trafiło pod nogi czającego się na wykończenie akcji Płonki. Im wyraźniej piłkarze Stali zamykali Pogoń na własnej połowie, tym widoczniejsza była utrata sił w szeregach gospodarzy. Najgorzej kondycyjnie prezentował się rekonwalescent Mariusz Sacha. Jedynym (!) udanym zagraniem tego zawodnika było sprytne uniknięcie spalonego w pierwszej połowie, kiedy zostawił piłkę wbiegającemu w pole karne Turowi, poza tym błyskiem wyblakłego geniuszu Sacha przegrał chyba wszystkie pojedynki jeden na jeden, będąc obok Bogacza najgorszym zawodnikiem gospodarzy. Na dodatek jako pierwszy zaczął opadać z sił, wyraźnie odpuszczając w ostatnim kwadransie jakąkolwiek ofensywną aktywność (jego pozycję dublował notorycznie w końcówce meczu Kantor!).



W końcówce do głosu doszli jednak goście. Trener Pogoni, Daniel Purzycki, sprytnie wpompowywał w swą drużynę zasoby nowej krwi (przeprowadził aż trzy zmiany po wyrównaniu Stali), kiedy Stalowcy zaczęli opadać z sił, to rezerwowi Pogoni okazywali się szybsi, zwrotniejsi i groźniejsi. Najpierw Tarachulski pomylił się o milimetry, w ostatniej akcji meczu kolejny zmiennik – Wocial – oddał strzał, który zapewnił gościom trzy punkty. Dziennikarze zarzucali po meczu trenerowi Wtorkowi zbyt odważną grę, twierdząc, że lepszą taktyką byłoby bronienie cennego remisu. Na moje oko przez ostatni kwadrans Stalówka nie robiła nic innego niż rozpaczliwie się broniła. Nie zmienia tego stanu rzeczy fakt, że w 82 minucie po rzucie rożnym dla Stalówki Czarny był bliski strzelenia gola na 2-1, piłkę po jego uderzeniu wybił jednak z bramki obrońca gości (patrzyłem też w tym czasie na to, co dzieje się na połowie Stali, przy jedynym zawodniku Pogoni stało na kole środkowym aż trzech piłkarzy Stali!).


Najbardziej dramatycznym momentem meczu była jednak akcja poprzedzająca dobijający Stal strzał Wociala. Sekundy wcześniej to gospodarze mieli piłkę na 2-1. Do wykopanej na połowę Pogoni piłki ruszyło dwóch piłkarzy Stali i jeden zawodnik rywali. Klasyczny kontratak dwóch na jednego… Co ja gadam! Kiedy do piłki dopadał Michał Kachniarz, zawodnika Pogoni miał „na plecach”, obok zaś wsparcie Sikorskiego. Czyli leciał sam na bramkarza, trzeba tylko było przebiec z piłką pół boiska i strzelić. Problem w tym, że „Kacha” w tym momencie już tylko asystował, parę minut wcześniej runął jak długi na murawę, po interwencji masażysty wrócił na boisko, ale wyłącznie dreptał (wyglądało to na skurcze). Kiedy więc dopadł do piłki meczowej, widać było, ile wysiłku kosztuje go przekuśtykanie choćby metra, oddał piłkę koledze (nieco go wyrzucając na bok), sam zaś próbował jeszcze stworzyć liczebną przewagę, ale nawet będący przy piłce Sikorski widział, że pożytku z Kachniarza w tej akcji już nie będzie. Poczekał więc w polu karnym na posiłki, dograł do Reimana, jednak jego strzał został już zablokowany. Chwilę później padła zwycięska bramka dla Pogoni a sędzia zakończył mecz.

Krajobraz po bitwie


Nikt z kibiców nie miał chyba problemów, by po końcowym gwizdku zgotować piłkarzom Stali owację na stojąco. Mimo iż boisko na Hutniczej wyglądało po spotkaniu jak krajobraz po przegranej bitwie, największym przegranym zawodów był z pewnością sędzia Opaliński. Obok piłkarzy obu drużyn (oddajmy zwycięzcom honor – Pogoń również należą się brawa) istotną częścią sobotniego widowiska byli również kibice (wśród nich grupka z Siedlec!). Myślę, że piłkarze mogli poczuć po wyrzuceniu Mikołajczyka, że wciąż toczą równorzędną walkę właśnie dzięki dopingującej obecności ”12. zawodnika”.

p.s. 
O tym, jak wielkim wyzwaniem pozostaje oglądanie na żywo obfitującego w podbramkowe sytuacje meczu, niech świadczy fakt, że w dwóch portalach, gdzie śledzić można było transmisję live, strzał z 82 minuty po rzucie rożnym dla Stalówki przypisany został dwóm różnym zawodnikom: Tomaszowi Płonce (lajfy.com) i Wojciechowi Reimanowi (echodnia.eu). W rzeczywistości strzelał Michał Czarny (akurat to zauważyłem bez pomyłki). Ja z kolei przypisałem początkowo uczestnictwo w ostatniej akcji Stali Marcinowi Turowi, dopiero po obejrzeniu skrótu meczu okazało się, że był to Sylwester Sikorski.

p.s.2
Obejrzałem powtórkę spornej sytuacji z Mikołajczakiem. Sędzia podjął prawidłową decyzję. Wygląda na to, że trener Wtorek został oszukany nie przez arbitra, tylko przez swojego zawodnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz