Czy przed wyjazdowym meczem z Garbarnią piłkarze Stali Stalowa Wola mogli wyobrazić sobie lepszego przeciwnika na przełamanie wiosennej niemocy? Nie ma w drugoligowej stawce gorzej radzącej sobie na własnym boisku ekipy niż krakowski zespół (tylko dwa zwycięstwa i dwa remisy w całym sezonie). Jeśli komuś garbować skórę, to właśnie tu i teraz! Niestety, mimo dużej przewagi i wielu wymarzonych okazji podbramkowych, Stalówka wywiozła z Krakowa tylko jeden punkt. „Remis, który jest naszą porażką” – podsumował trener Paweł Wtorek.
Powinno być 3-0. Po kwadransie! W telegraficznym skrócie: 4 minuta meczu - Tomasz Płonka po świetnym podaniu Patryka Tura ma przed sobą tylko bramkarza Garbarni, Robert Błąkała wychodzi jednak z tego starcia obronną lewą ręką; 11 minuta – po dośrodkowaniu Damiana Łanuchy piłka ląduje w polu karnym Garbarni na głowie Michała Czarnego, który wrzuca ją na piąty metr do Michała Kachniarza a kapitan Stalówki z bliska pakuje futbolówkę do siatki gospodarzy, okazało się jednak, że znajdował się na pozycji spalonej; 14 minuta - kolejny stały fragment gry, znów Łanucha w pole karne, tym razem obrońcy wybijają piłkę, strzał Patryka Tura po nogach rywala „przechodzi” na Kachniarza, który przegrywa pojedynek jeden na jeden z Błąkałą, dobitka „Kachy” frunie już wysoko ponad poprzeczką. Dwie refleksje: 1) tego meczu nie można nie wygrać, i 2) nie sądź bramkarza Garbarni po nazwisku.
Trener Wtorek posadził na ławce dotychczasowego pewniaka do gry w wyjściowej jedenastce – Mateusz Argasiński przeżywa ostatnio spadek formy, obok Wojciecha Reimana środek pola należał więc w niedzielę do Michała Kachniarza. Kapitan Stali nie ograniczał się do zabezpieczania tyłów, często goszcząc w polu karnym rywali był najaktywniejszym piłkarzem naszej drużyny w pierwszych 30 minutach gry. Stalówce brakowało jednak zimnej krwi w wykańczaniu akcji: trzecią szansę na gola Kachniarz zmarnował nie trafiając czysto z 16 metrów po świetnym podaniu Łanuchy, chwilę wcześniej obrona gospodarzy wyglądała na kompletnie zagubioną po kombinacyjnej akcji Stali, jednak Płonka pospieszył się ze strzałem i nie trafił w światło bramki. O tym , jak pewnie czuli się na boisku na Suchych Stawach piłkarze Stali świadczy swoboda, z jaką Damian Łanucha zabawił się z jednym z rywali zakładając mu ośmieszającą siatkę między nogami. Na własnej połowie! Ten sam zawodnik próbował przechytrzyć Błąkałę zaskakującym strzałem z ponad 30 metrów, kiedy dostrzegł , że golkiper Garbarni opuścił linię bramkową. Zabrakło naprawdę niewiele.
Piłkarze Stalówki nie docenili jednak rywala, to bowiem gospodarze jako pierwsi cieszyli się z gola. Po pierwszym celnym strzale na bramkę Wołoszyna! Najwyraźniej zabrakło koncentracji, bowiem Sieldarz przy biernej postawie naszej defensywy tylko dostawił nogę do dośrodkowania swego kolegi i bramkarz Stali był bez szans. Od tego momentu w grze gości coś się zacięło. Nie pomogła też przerwa, po zmianie stron to Garbarnia ruszyła do ataków, Stal zaś wyglądała na niezbyt zmotywowaną. Kiedy w 51 minucie po uderzeniu Kalemby z rzutu wolnego piłka odbiła się od poprzeczki (Wołoszyn ani drgnął), spora grupa kibiców Stali w krótkich żołnierskich słowach próbowała pobudzić naszą drużynę do walki, skandując: „Kurwa mać, Stalo grać!”. Brawa za ambitną i nieustępliwą postawę otrzymał tylko Michał Czarny. Nie dość, że z poświęceniem i ofiarnością powstrzymywał coraz odważniejsze ofensywne zapędy gości, to jeszcze próbował pobudzić kolegów z ataku. Wymowna sytuacja miała miejsce jeszcze w pierwszej połowie, kiedy Czarny najpierw świetnie zastopował przed własnym polem karnym atak Garbarni, po czym ruszył co sił na połowę rywala, zajmując nagle pozycję środkowego napastnika. Zabrakło jednak doświadczenia i spalił. Inni mogli spalić się tylko ze wstydu.
Za chwilę Kachniarz strzeli bramkę, sędzia nie uzna jednak gola. |
Piłkarze Stalówki nie docenili jednak rywala, to bowiem gospodarze jako pierwsi cieszyli się z gola. Po pierwszym celnym strzale na bramkę Wołoszyna! Najwyraźniej zabrakło koncentracji, bowiem Sieldarz przy biernej postawie naszej defensywy tylko dostawił nogę do dośrodkowania swego kolegi i bramkarz Stali był bez szans. Od tego momentu w grze gości coś się zacięło. Nie pomogła też przerwa, po zmianie stron to Garbarnia ruszyła do ataków, Stal zaś wyglądała na niezbyt zmotywowaną. Kiedy w 51 minucie po uderzeniu Kalemby z rzutu wolnego piłka odbiła się od poprzeczki (Wołoszyn ani drgnął), spora grupa kibiców Stali w krótkich żołnierskich słowach próbowała pobudzić naszą drużynę do walki, skandując: „Kurwa mać, Stalo grać!”. Brawa za ambitną i nieustępliwą postawę otrzymał tylko Michał Czarny. Nie dość, że z poświęceniem i ofiarnością powstrzymywał coraz odważniejsze ofensywne zapędy gości, to jeszcze próbował pobudzić kolegów z ataku. Wymowna sytuacja miała miejsce jeszcze w pierwszej połowie, kiedy Czarny najpierw świetnie zastopował przed własnym polem karnym atak Garbarni, po czym ruszył co sił na połowę rywala, zajmując nagle pozycję środkowego napastnika. Zabrakło jednak doświadczenia i spalił. Inni mogli spalić się tylko ze wstydu.
Pół godziny przed końcem spotkania trener Wtorek zdecydował się na podwójną zmianę: mało aktywnego w ofensywie Mateusza Kantora zastąpił na lewej obronie Michał Mistrzyk, za niewidocznego Patryka Tura wszedł zaś Damian Juda. Od tego momentu Stalówka zaczęła przeważać, duża w tym zasługa właśnie Judy, który rozruszał lewą flankę. Kilka minut po wejściu przeprowadził pierwszą solową akcję, jego strzał zablokowany został w ostatniej chwili przez Norberta Piszczka. Chwilę potem piłka po dośrodkowaniu Łanuchy z rzutu rożnego wpadła wprost na głowę Judy, jednak jego strzał intuicyjnie wybronił Błąkała a dobitka Bogacza, mimo że wszyscy widzieliśmy ją już siatce, poszybowała ponad poprzeczką. To wreszcie Juda w 80 minucie gry po kontrze zainicjowanej przez Reimana dokładnie podał z lewego skrzydła do Tomasza Płonki i nasz napastnik z bliska nie dał szans golkiperowi gospodarzy.
Drugi raz w ciągu tygodnia Juda mógł zostać bohaterem Stalówki. W ostatnich minutach spotkania z Olimipią Zambrów jest strzał wylądował na poprzeczce, w Krakowie w ostatniej akcji meczu ostemplował słupek bramki Błąkały. Sędzia nie pozwolił już na wznowienie gry odgwizdując koniec spotkania. Piłkarze Garbarni musieli odetchnąć z ulgą, kilka minut wcześniej spojenie słupka z poprzeczką uratowało ich po dośrodkowaniu Łanuchy, stuprocentową szansę zmarnował też pod koniec meczu Reiman, który zamiast podawać lepiej ustawionym kolegom, zdecydował się na samodzielne wykończenie kontry i nie zdołał nawet oddać strzału. Po końcowym gwizdku to właśnie on miał najwięcej pretensji do sędziego, przed zejściem z boiska wdając się z nim w popisową pyskówkę. Jeśli jednak piłkarze Stali mieliby szukać winnych straty dwóch punktów, powinni spojrzeć w szatni w lustro. Niektórym z nich tak się spieszyło pod prysznic, że zapomnieli podziękować kibicom za doping. Interweniować musiał kierownik drużyny Wojciech Nieradka.
Wojciech Reiman szuka kozła ofiarnego. |
p.s.
Spotkanie Garbarni ze Stalą Stalowa Wola oglądał z trybun stadionu Hutnika niespodziewany gość. Co przyciągnęło na drugoligową potyczkę znanego dziennikarza Trójki Piotra Metza? Rzut oka na skład gospodarzy i jego obecność wydaje się już bardziej zrozumiała. W drużynie Garbarni po boisku biegał niejaki Tomasz Metz.
prowadz dalej tego bloga, bo fajnei Ci to idzie i naprawde sympatycznie sie go czyta:)
OdpowiedzUsuńProwadzę, prowadzę, ale teksty są tylko z meczów, na których byłem. Wigry musiałem opuścić, nie było mnie też w Tarnobrzegu. Na "Siedlcach" jestem już na bank!
Usuń