poniedziałek, 9 czerwca 2014

Pietruszka

Ostatnie spotkanie sezonu 2013/14 - pojedynek między Stalą Stalowa Wola i Radomiakiem Radom - zapowiadane było jako mecz o pietruszkę. Karty rozdane zostały bowiem już wcześniej – Stalówka zapewniła sobie utrzymanie kolejkę wcześniej, Radomiak, mimo świetnej wiosny, stracił jakiekolwiek szanse na uniknięcie degradacji. Żadnej z drużyn specjalnie na niczym już nie zależało, brak kija i marchewki podziałał więc na zawodników rozluźniająco; pełną koncentrację zachowali do końca tylko bramkarze obydwu ekip. Podział punktów przyjęty został przez obu trenerów jako sprawiedliwy, miejscowa publiczność była zaś kontent po kolejnej udanej pogoni i bramce w doliczonym czasie (który to już raz w tym sezonie?). Udało się i mieć pietruszkę, i zjeść pietruszkę.

Do meczu z Radomiakiem piłkarze Stali Stalowa Wola przystąpili z podobnym nastawieniem, jak do rozgrywanego w podobnym ukropie poprzedniego spotkania na Hutniczej - ze Stalą Rzeszów. Przycisnąć rywala na początku, strzelić gola, poprawić drugim trafieniem i spokojnie kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń odliczając minuty do przerwy na uzupełnienie płynów. Wszystko przebiegało według planu, Stalówka miała zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, stwarzała też mnóstwo sytuacji podbramkowych, świetnie spisywał się jednak golkiper gości Michał Kula. Jako pierwszy na listę strzelców mógł wpisać się już w 6 minucie Patryk Tur, zawiódł jednak jako egzekutor przegrywając pojedynek sam na sam z bramkarzem Radomiaka.

Stalówka grała inteligentny i pomysłowy futbol, próbując różnych sposobów na zbliżenie się w okolice pola karnego rywali. W 11 minucie Wojciech Fabianowski zachował się jak typowy skrzydłowy, wbiegł w pole karne przy linii końcowej boiska, dostrzegł lepiej ustawionego Damiana Łanuchę, ten jednak zamiast uderzać z pierwszej piłki, oddał ją Wojciechowi Reimanowi a strzał tego ostatniego został już zablokowany. Poza szeroką grą skrzydłami, która kończyła się groźnymi dośrodkowaniami w pole karne, próbowaliśmy także prostopadłych piłek. W 17 minucie sprytne zagranie Reimana do wychodzącego na czystą pozycję Judy było nieco za mocne, w 30 minucie się udało i Wojciech Fabianowski miał przed sobą tylko Kulę u nogi. Bramkarz Radomiaka ponownie uratował swój zespół przed utratą gola.

Wojciech Fabianowski marnuje "setkę"

W 100-procentowych okazjach byliśmy jednak z rywalami na remis. Krystian Puton w odstępie dwóch minut dwukrotnie zmierzył się z Tomaszem Wietechą w pojedynku jeden na jeden. Golkiper Stalówki za każdym razem był górą, choć drugi strzał zawodnika Radomiaka wybronił intuicyjnie dołem – nogami. Formacja defensywna Stali wyglądała w niedzielę dość osobliwie. Pauzującego za kartki Michała Bogacza w związku z kontuzją kolejnego środkowego obrońcy, Przemysława Żmudy, zastąpił debiutujący na tej pozycji Adrian Bartkiewicz (wcześniej, jeśli była taka potrzeba, trener Wtorek dawał Michałowi Czarnemu do pary Michała Kachniarza). Chyba po raz pierwszy na bokach defensywy oglądaliśmy zaś duet Mateusz Kantor – Sylwester Sikorski. Obaj zawodnicy robili sporo szumu na połowie rywali, gorzej radzili sobie jednak pod własną bramką, zwłaszcza Mateusz Kantor dawał ogrywać się przeciwnikom (obydwie setki Putona to jego zasługa!).

Adrian Bartkiewicz zadebiutował jako środkowy obrońca, ale i tak musiał pomagać na boku Sylwestrowi Sikorskiemu

Festiwal zmarnowanych szans kontynuowany był po zmianie stron. Tuż po gwizdku wznawiającym zawody Damian Juda próbował – na raty, pokonać Kulę, jednak robił to na tyle opieszale, że musiał radzić sobie jeszcze z dwójką obrońców na plecach, chwilę potem Puton pokazał, że sztuka wcale nie jest do trzech razy, kiedy z kilku metrów nie trafił w światło bramki mając piłkę na tzw. „patelni”. Wreszcie, po drugiej stronie boiska, Fabianowski zmarnował świetną okazję, z 5 metrów w podbramkowym zamieszaniu trafiając w bramkarza. Stal podkręcała tempo, Stal dyktowała warunki gry, Łanucha i Reiman próbowali strzelać z dystansu (groźnie i celnie!), Juda zmarnował kolejną „setkę” (główka po wrzutce Reimana poszybowała nad poprzeczką) i wtedy po niepozornym faulu Mateusza Kantora (zbyt wysoko podniesiona noga), Radomiak otrzymał rzut wolny z nieco ponad 20 metrów. Obrońca Aleksiej Dubina przymierzył w okienko bramki Wietechy i bramkarz Stalówki nie był w stanie sięgnąć piłki.



Problem w tym, że rzut wolny nie powinien zostać w ogóle podyktowany. W momencie, kiedy Kantor faulował zawodnika Radomiaka, na boisku znajdowały się bowiem dwie piłki. Chwilę wcześniej goście wznawiali grę od wrzutu z autu. Poza piłką wrzuconą na boisko przez zawodnika Radomiaka, na murawie znalazła się także futbolówka podana z trybun a za nią… wbiegający na plac gry trampkarz. Trwało to parę ładnych sekund, chłopiec gonił zgubę wbiegając między zawodników, sędzia nie reagował. Kiedy Kantor faulował rywala, na boisku były jeszcze dwie piłki i nieuprawniona osoba!  

Po stracie gola Stalowcy konsekwentnie kontynuowali „swoją grę”. Na boisku był już Tomasz Płonka, który zmienił słabego Fabianowskiego (dużo niecelnych podań, brak wyczucia rytmu gry, dwie zmarnowane setki), chwilę później za Patryka Tura pojawił się Marcin Tur. Po raz pierwszy mogliśmy poobserwować tego piłkarza dłużej niż kilka minut i trzeba przyznać, że wniósł do gry Stalówki spore ożywienie. Dwukrotnie poprowadził prawym skrzydłem szybkie kontry zakończone dośrodkowaniem, mógł też wpisać się na listę strzelców, kiedy w 88 minucie miał przed sobą tylko Kulę. Trafił jednak jak kulą w płot.



W końcówce Radomiak bronił się już całym zespołem, Stalowcy walczyli o honorowy punkt i godne pożegnanie z kibicami. I znów, udało się. Jak nie Czarny, to Płonka. Ci zawodnicy wyspecjalizowali się w tym sezonie w golach na wagę jednego bądź trzech punktów. Kiedy mało kto na Hutniczej wierzył już w zmianę wyniku, wszyscy czekali na końcowy gwizdek, żeby móc skryć się w cieniu, Damian Łanucha w drugiej minucie doliczonego czasu idealnie dośrodkował z rzutu na rożnego na głowę Tomasza Płonki a superrezerwowy Stalówki po raz kolejny udowodnił, że jest nieocenionym zmiennikiem zaskakując obronę i bramkarza Radomiaka.

Ten mecz powinniśmy wygrać różnicą kilku bramek, mało kto jednak przejmował się w tym momencie nieskutecznością naszych zawodników. Gol Płonki dał kibicom powód do radosnego pożegnania sezonu, piłkarze mogli zaś z wypiętymi klatami sprezentować kibicom spocone koszulki. Tylko dlaczego, zamiast rzucać trykoty w stronę zgromadzonego przy barierkach tłumu albo wybrać czekające na przybicie piątek dzieci, szukali wśród kibiców swoich znajomych i to im osobiście wręczali pamiątkowy upominek?   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz