niedziela, 4 listopada 2012

Czarny scenariusz



Gdyby trzy kolejki wstecz ktoś przepowiedział, że piłkarze Stali Stalowa Wola w najbliższych trzech meczach zdobędą jeden punkt, wzięlibyśmy go za wyjątkowo nieżyczliwego fatalistę. Czarny scenariusz urzeczywistnia się jednak na naszych oczach, marną pociechą (i tylko dla miłośników językowych zabaw) jest zaś fakt, że najlepszym piłkarzem Stalówki w meczu z Unią Tarnów był Michał Czarny.

Pamiętam dobrze: po meczu z Siarką, który trochę szczęśliwie zremisowaliśmy 2-2, szkoleniowiec Stalówki – Mirosław Kalita – przedstawił hurraoptymistyczny plan na ostatnie 5 kolejek rundy jesiennej. Czarno-Zieloni mieli zdobyć 11 punktów (czyli wedle reguł matematyki stosowanej: trzy zwycięstwa, dwa remisy). Plan powzięty jeszcze przed meczem z Siarką nie wyglądał znów na tak bardzo szalony: najbliższe mecze Stal miała rozegrać z teoretycznie słabszymi rywalami: okupującymi strefę spadkową Siarką i Garbarnią Kraków oraz przeżywającym kryzys beniaminkiem z Tarnowa.

Przed niedzielnym meczem na Hutniczej sytuacja obydwu drużyn była podobna. Borykająca się z problemami finansowymi Unia Tarnów ostatnie pięć kolejek kończyła bez zdobyczy punktowej, Stal Stalowa Wola od pięciu spotkań nie potrafiła zaś wygrać. „Jak nie z Unią, to z kim?” – podpowiadał przed spotkaniem z Jaskółkami zdrowy rozsądek. Okazało się, że posiada go także prezes Stali - Grzegorz Zając, dzieląc się swymi spostrzeżeniami i oczekiwaniami w przedmeczowym wywiadzie dla „Echa Dnia”. Gazetę kupił w drodze na mecz trener Unii – Tomasz Kijowski – i od razu znalazł idealną motywację dla swych podopiecznych (pieniądze nimi nie są, bowiem piłkarze z Tarnowa od kilku kolejek grają za darmo). Wystarczyło. Kalita o meczu - kliknij!

Dobre złego początki (z nową trybuną w tle)
Zaczęli Stalowcy. Już w pierwszej minucie idealną sytuację po dokładnym podaniu Kachniarza zmarnował Wojciech Białek, który z kilku metrów, ale też przy aktywnej asyście obrońcy, posłał piłę nad porzeczkę. Parę minut później pod bramką gości znów było groźnie, jednak strzał Wojciecha Fabianowskiego nie sprawił kłopotów bramkarzowi Unii. Nie minęła chwila i po niepewnej interwencji golkipera gości w podbramkowym zamieszaniu do piłki dopadł Turczyn, jednak jego sytuacyjne uderzenie chybiło celu. Graliśmy składnie, z pomysłem, w dodatku  - to nie jest ulubione ustawienie Kality - dwójką napastników, którzy jeszcze od początku byli widoczni. Szykowało się łatwe zwycięstwo.

Wśród piłkarzy Unii od początku wyróżniali się dwaj zawodnicy – obrońca Dominik Bednarczyk i napastnik Łukasz Popiela. Ciężko było ich nie zauważyć, bowiem wyraźnie górowali wzrostem nad resztą piłkarzy. Okazali się także kluczowymi postaciami spotkania. Bednarczyk pełnił rolę, którą na angielskich boiskach kojarzymy z nazwiskiem Petera Croucha. Każdy stały fragment gry Unia wykonywała z łatwą do rozszyfrowania konsekwencją: długa piłka w pole karne na głowę Bednarczyka, który szukał lepiej ustawionych partnerów. Już w 9 minucie po raz pierwszy zrobiło się groźniej pod bramką Stali, jednak do strąconej przez obrońcę Unii piłki nie dobiegł Robert Witek.

Stal szybko straciła inicjatywę, mecz zaś wyrównał się i to goście mieli więcej „z gry”, kiedy w 29 minucie po główkowym zagraniu drugiego z drągali Unii – Popieli – inny napastnik gości Fabian Fałowski spokojnie, przy biernej asekuracji naszych obrońców, przymierzył z 20 metrów w stylu Łanuchy i zaskoczonego Bartłomieja Dydo uratowała tylko poprzeczka. Nasi obrońcy grali coraz bardziej niepewnie, błąd za błędem popełniał Krystian Getinger.

Najpierw zbyt niemrawo asekurował zmierzającą za linię końcową piłkę tak, że napastnik gości zdołał mu ją jeszcze wyłuskać. Ostatecznie Getinger wygrał ten pojedynek, jednak w mojej opinii faulował przeciwnika i gościom należał się rzut wolny. Po raz drugi pomylił się kilkanaście minut później, kiedy przy wyprowadzaniu piłki zbyt daleko wypuścił sobie futbolówkę i musiał ratować się taktycznym faulem na żółtą kartkę. Kolejna sytuacja miała miejsce po stracie piłki przez Białka na naszej połowie: Getinger goniąc wychodzącego sam na sam zawodnika gości przytrzymywał w polu karnym piłkarza Unii i zasłużenie wyleciał z boiska. Kliknij! Tarnowianie pewnie wykorzystali zaś „jedenastkę” i od tego momentu niepodzielnie panowali już nad przebiegiem boiskowych wydarzeń. 

Krystian Getinger "zapracował" na czerwoną kartkę.

Znamienne, że piłkarze Stali w trzecim kolejnym meczu prezentują przeciwnikom rzut karny. Trener Kalita musi popracować na treningach nie tylko nad emocjami swych podopiecznych (Turczyn z Siarką i Getinger z Unią w newralgicznych momentach zwyczajnie stracili zimną krew), lecz również wyczulić zawodników Stali na odpowiedzialność za piłkę. Jak widzimy, wystarczy jedna strata w środku pola, by przeciwnicy jednym podaniem uruchamiali zabójczą kontrę.

Na Białka Kalita zdenerwował się już po przerwie, zastępując go debiutującym w pierwszym zespole Krystianem Grabowskim. Kliknij! Niewysoki skrzydłowy obdarzony jest podobno wyjątkową szybkością, taktyka była więc równie prosta (i przewidywalna) jak w przypadku stałych fragmentów Unii. Długa piłka „na dobieg” do Grabowskiego i szukanie przez niego pojedynku jeden na jeden, ewentualnie wrzutka w pole karne. Nie zbyt duży ciężar rzucony na barki absolutnego żółtodzioba? Wyglądało to tak, jakby ten malutki chłopaczek miał być jedynym lekiem na całe zło. 

Grabowski (z numerem 20) w filmie: "Biegnij Krystian, biegnij".

Niby Stalówka szarpała, brak jednego piłkarza był jednak aż nadto odczuwalny. Unia od czasu do czasu przeprowadzała jakiś pozycyjny atak, miejsca miała na boisku pod dostatkiem. Nasi zwodnicy z jednej strony wyglądali bowiem, jakby walczyli, z drugiej - zaskakująco łatwo oddawali pole rywalowi. Coś tu się nie zgadzało (pierwszy celny strzał w drugiej połowie oddaliśmy dopiero w 86. minucie, uderzał groźnie zza pola karnego Łanucha).

Różnicę w podejściu zaobserwowałem dopiero w ostatnich minutach, kiedy zdenerwowany stoper – Michał Czarny – pokazał swoim kolegom, jak powinno biegać się za przeciwnikiem. Nie odpuścił rywalowi, tylko gonił za nim przez pół boiska, w dodatku zwyciężając pojedynek i odzyskując piłkę. Im bliżej końca meczu, tym częściej niż we własnym polu karnym widzieliśmy go pod bramką gości. To on w 87. minucie najwyżej wyskoczył do dośrodkowywanej z rzutu rożnego przez Łanuchę piłki i był bliski pokonania bramkarza gości (nieczysto trafił).

Kiedy zaś po końcowym gwizdku nasi zawodnicy ze spuszczonymi głowami pokornie udawali się do szatni, załamany Czarny długo jeszcze siedział na murawie (oczywiście na połowie gości) nie mogąc przeboleć porażki. Gołym okiem widać było, że to jemu zależało najbardziej i że to właśnie on zostawił na boisku najwięcej zdrowia.
  
Michał Czarny jako jeden z nielicznych zasłużył na pomeczowy uścisk dłoni.
p.s.

Mój syn zwrócił uwagę na fakt, że Mateusz Kantor grał z Unią w butach nie do pary. Trener Kalita wyjaśnił, co kryło się za tą domniemaną ekstrawagancją:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz