sobota, 20 kwietnia 2013

Spaleni



Nie, to nie Paulo di Canio, tylko Wojciech Reiman w objęciach kolegów.

Robert Widz? Spalony! Po pięciokroć spalony! A jak już udało się uniknąć ofsajdu, i już tylko sam na sam z Ptakiem (Ptak, nazwisko bramkarza Motoru, więc z dużej litery)… Mogło być po ptakach! Napastnik Stalówki, zastępujący w wyjściowej jedenastce pauzującego za kartki Wojciecha Fabianowskiego, powinien jednak zostać odesłany już w przerwie na trybuny i kończyć spotkanie z Motorem Lublin w charakterze… widza! Na szczęście w naszej drużynie grał Wojciech Reiman, w drugim spotkaniu z rzędu najlepszy piłkarz Stalówki.

Już na rozgrzewce widać było, że trener Kalita zdecyduje się w meczu z Motorem nie tylko na wymuszone zmiany w wyjściowym składzie. Zagrać nie mogli wspomniany Fabian (kartki) oraz kapitan Horajecki (kontuzja) – o tym wiedzieliśmy od tygodnia. Dodatkowo przed meczem gorączki dostał Sylwester Sikorski. Ławka jest jednak obecnie na tyle długa, że absencja trzech podstawowych zawodników nie powinna zostawiać szkoleniowca Stali na łasce młodzieżowców jak miało to miejsce w poprzedniej rundzie. Najciekawszą personalną decyzją Kality była jednak podmiana na pozycji bramkarza. Dawid Wołoszyn zagrał we wszystkich meczach rundy, jednak słaba dyspozycja naszego młodego golkipera w Niepołomicach prawdopodobnie sprowokowała trenera do wypróbowania doświadczonego Bartłomieja Dydy.


Zaczęli, i zaczął Widz. Już w 5 minucie spóźnił się ze wślizgiem i na dzień dobry ujrzał żółtą kartkę. 5 minut później po raz pierwszy wpadł w pułapkę ofsajdową. Tuż po kwadransie gry napastnik Stali po kombinacyjnej akcji Łanuchy i Judy wbiegł w pole karne, jednak mając przed sobą tylko bramkarza niepotrzebnie wdał się w drybling i obrońcy gości wybili mu piłkę. Najlepszą okazję do zdobycia gola zmarnował minutę potem, kiedy leciał „na setce” mając przed sobą tylko Ptaka (wydawało się, jakby był na delikatnym spalonym, sędzia jednak nie gwizdnął). Nie trafił w światło bramki. Wygląda na to, że do 20 minuty gry mieliśmy na Hutniczej „one man show”, jednak piłka częściej znajdowała się na połówce Stali. Goście próbowali coś ugrać, jednak ich ataki kończyły się najczęściej wybiciem piłki przez naszych obrońców za końcową linię boiska. W pół godziny uzbierali chyba z 5 kornerów; inna sprawa, że ani razu poważnie nie zagrozili bramce Dydy. 

Robert Widz zgłaszał się do gry. Widzieli to też obrońcy Motoru.


Stal przebudziła się dopiero po koncertowo zmarnowanej szansie Widza. Najpierw pierwszy celny strzał w meczu oddał z rzutu wolnego Krystian Getinger, piastujący tego dnia obowiązki kapitana drużyny; kilka chwil potem po raz pierwszy w tym spotkaniu zadziałała współpraca naszych dwóch środkowych pomocników. Pierwsze odważniejsze wyjście do ofensywy Wojciecha Reimana zauważone zostało przez Damiana Łanuchę i golkiper gości znów musiał wykonać rozciągające ćwiczenie gimnastyczne.

Między kolejnymi spalonymi Widza udało się niedługo potem wykonać naszym piłkarzom kontratak, który po dośrodkowaniu Judy w pole karne przyniósł nam pierwszego „rogala”. Najwyżej do piłki po wrzutce z rożnego skoczył Michał Czarny, piłka po jego strąceniu głową trafiła jednak tuż przed linię pola karnego, gdzie czyhał już na nią Reiman. Nie uderzył od razu, zdążył jeszcze spokojnie przełożyć sobie futbolówkę na prawą nogę i precyzyjnym strzałem przy słupku nie dał szans Ptakowi. Dwa strzały, obydwa w światło bramki, jeden gol. Przyzwoita statystyka, prawda? (Reiman dodał do tego jeszcze jedno uderzenie w światło bramki, w drugiej połowie, z rzutu wolnego).  

Rozpływam się tu trochę na tym Reimanem, ponieważ bezdyskusyjnie wybija się na tle kolegów z drużyny. Według mnie o wiele lepiej niż Horajecki wywiązuje się z destrukcji – czyścił w sobotę większość piłek na przedpolu, kilkukrotnie zatrzymywał również kontry Motoru. W odróżnieniu od kapitana Stali ma również predyspozycje do gry ofensywnej: potrafi zarówno uderzyć, jak i zainicjować atak. Najwidoczniejsze jednak z trybun są jego zdolności przywódcze. Mimo że to Getinger biegał w meczu z Motorem z opaską kapitańską, drużyną na boisku zarządzał Reiman. Co prawda i jemu zdarzały się błędy – 10 minut przed końcem meczu zbyt późno zwlekał z podaniem do Kantora, któremu nie pozostało nic innego, jak „spalić” kontratak; wcześniej, rozpoczynając grę z rzutu wolnego, trafił piłką w… plecy Mikołajczaka. Zapomnijmy. Wygląda bowiem na to, że rośnie nam lider drużyny.
 

W drugiej połowie "krzywizna" gry nabrała rozpędu.


Nie udźwignął za to ciężaru meczu Krystian Getinger. Opaska kapitana zobowiązuje, nasz pomocnik zachowywał się jednak w sobotę, jakby nie miał zamiaru walczyć za wszelką cenę. Wprawił mnie w niemałe zdumienie pod koniec pierwszej połowy podczas próby dogonienia jednej z piłek. Była zagrana odrobinę za mocno, to fakt, wydawało się jednak, że jeśli do niej nie dojdzie, to tylko o włos. Getinger wstrzymał jednak w pewnym momencie pościg za piłką, pozwalając jej spokojnie doturlać się do linii bocznej. Linii bocznej sąsiadującej z jedyną czynną trybuną na Hutniczej. Innymi słowy: Getinger odpuścił na oczach wszystkich kibiców. Nie był to jednak ostatni raz w tym meczu, kiedy uszło z niego mentalne powietrze. W drugiej połowie idealnie zagrana na wolne pole przez Reimana piłka nie znalazła adresata, gdyż ten w momencie podania… stanął, zamiast ruszyć za akcją! O tym, że nie mogło to być wynikiem zmęczenia, zaświadcza jedna z ostatnich akcji meczu, kiedy na pełnym luzie Getinger wyprzedził obrońcę Motoru i z lewej strony boiska ładnie wrzucił w pole karne, gdzie wprowadzonemu kilka minut wcześniej debiutantowi Michałowi Mistrzykowi zabrakło centymetrów, by przyłożyć nogę na 2-0.

Kapitan z przymusu?
Wracamy do Widza. Widząc coraz większe zagubienie naszego napastnika cofnął go w końcu Kalita na prawą stronę, pozwalając szaleć na szpicy Kantorowi. Kantor jest jednak jeźdźcem bez głowy. Nie łapano go co prawda na spalonego, jednak jak już znalazł się w sytuacji bramkowej, to się po prostu wywrócił. Inna sprawa, że Damianowie Juda i Łanucha zbyt rzadko otwierali naszym napastnikom drogę do bramki (aha, Łanucha miał jeszcze setkę w pierwszej połowie, sam na sam z bramkarzem – oczywiście w Ptaka!). 

W Motorze najlepszy był były zawodnik Stali – Igor Migalewski. Dwukrotnie przećwiczył naszego Dydę – po raz pierwszy w doliczonym czasie pierwszej połowy uderzył z ostrego kąta (to była zresztą najgroźniejsza sytuacja lublinian w całym meczu, parę sekund później, w tej samej akcji, z trzech metrów w naszego bramkarza trafił Jovanović), drugi raz zaniepokoił naszego golkipera ładnym strzałem z 30 metrów.

Dydo zostanie najpewniej w bramce na kolejne spotkanie. Nie przydarzyły mu się nieporozumienia z obrońcami, do których przyzwyczaił nas Wołoszyn. Mimo że ma piskliwy głosik, to partnerzy w defensywie dobrze go rozumieją. Gorzej, że i jemu zdarzył się w meczu z Motorem błąd, który kosztować mógł Stalówkę stratę gola (i dwóch punktów). Kontrę gości Dydo powinien przerwać bez problemu, dobiegł bowiem do piłki szybciej od napastnika Motoru; zamiast ją jednak wybić jak najdalej, nie trafił w futbolówkę i Jovanović przez moment myślał, jak tu strzelić do pustej bramki. Zanim jednak dogonił piłkę, dobiegł do niego Żmuda i uratował sytuację. O drżenie serc przyprawił też Dydo kibiców 4 minuty przed końcem meczu, kiedy dośrodkowanie lublinian nagle okazało się strzałem; zaskoczony bramkarz Stali zdążył jednak przenieść piłkę nad poprzeczką. Zrobił to jednak w niekonwencjonalny, trochę siatkarski sposób, dwoma rękoma, tak jak rozgrywający wystawia piłkę atakującemu.

Cieszy więc zwycięstwo, martwi styl, w jakim zostało osiągnięte. Tak słabego rywala jak Motor Lublin możemy już w tej rundzie nie spotkać. W drugiej połowie spotkanie wyglądało zaś na niezwykle wyrównane. Wystarczy jednak rzut oka na tabelę, by uświadomić sobie, że grały ze sobą zespoły, które do końca walczyć będą o utrzymanie. Kto (się) nie spali, ten zostanie.

Pierwsza pomoc dla trenera Kality?

3 komentarze:

  1. przyjemnie swobodny styl pisania, gratulacje i pełne uznanie za bloga, relacje, komentarze, życzę wytrwałości, czekam na kolejne, autorskie zapisy spotkań zielono-czarnych;

    OdpowiedzUsuń
  2. Widz tylko potrafi żel nałożyć i lansować się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żel ważna rzecz, piłka się głowy lepiej trzyma...

      Usuń