sobota, 12 października 2013

Śmierdząca sprawa




Kiedyś musieli przegrać, wszyscy woleliby, żeby to się zdarzyło tydzień temu, w meczu na szczycie w Suwałkach, lub w następnej kolejce w Siedlcach niż przed własną publicznością z Siarką Tarnobrzeg. Było jednak w sobotnich zawodach coś bardziej wstydliwego od straty 3 punktów. Potępiacie w czambuł piłkarzy Siarki za prowokującą radość po końcowym gwizdku? Nie mniejszy niesmak wywołała we mnie postawa miejscowych kibiców.

O tym spotkaniu można byłoby napisać z pominięciem wydarzeń boiskowych. Skoncentrować się na przepychankach między piłkarzami, do których doszło po zakończeniu spotkania, zacytować wypowiedzi trenerów dotyczące incydentu, pokusić się o moralną ocenę zachowania tarnobrzeskich zawodników. Podejrzewam, że zaakcentowanie tego aspektu sobotnich derbów zdominuje prasowe relacje, nie tylko ze względu na medialną atrakcyjność tak przyjętej optyki. Inna sprawa, że o samym spotkaniu nie da się zbyt wiele dobrego napisać…

Spróbujmy jednak skoncentrować się na tym, co pokazali na boisku piłkarze obu drużyn. Stalówka do meczu z Siarką przystąpiła osłabiona brakiem dwóch obrońców: Michała Bogacza i Mateusza Kantora, których zastąpili – odpowiednio – Michał Kachniarz (na stoperze!) i Sylwester Sikorski. W podstawowym składzie od pierwszej minuty zobaczyliśmy również wychowanka naszego klubu – Patryka Tura, który wspierać miał w ataku Tomasza Płonkę. Siarka miała więcej kłopotów kadrowych, były gracz Stali Jarosław Piątkowski, mimo że zasiadł na ławce rezerwowych, nawet nie przebrał się w strój meczowy, z kolei bramkarz gości Artur Melon stanął między słupkami kontuzjowany. W innym wypadku Siarka musiałaby liczyć na nieopierzonego 17-latka Mateusza Gielarka, drugi bramkarz drużyny z Tarnobrzega, Oskar Pogorzelec, został bowiem powołany na mecze reprezentacji Polski U-19. O tym, że Melon nie jest w pełni sprawny, świadczyło choćby to, że piłkę z pola bramkowego notorycznie wybijał jeden z obrońców Siarki.

O takich spotkaniach trenerzy mają w zwyczaju mówić „mecz walki”, co na język przeciętnego kibica przetłumaczyć można w następujący sposób: „kopanina w środku boiska”. Celne strzały na bramkę? Proszę bardzo, liczyłem: Stalówce tylko raz udało się zmusić Melona do interwencji (po uderzeniu obrońcy Sikorskiego), Siarka w trakcie 90 minut trafiała w światło bramki bronionej przez Wietechę czterokrotnie. Pierwszy kwadrans należał jednak do gości z Tarnobrzega, po niemrawych 10 minutach to oni jako pierwsi spróbowali długimi podaniami sprawdzić czujność naszych defensorów. W obydwu przypadkach obrona zaspała (gdzie był Kachniarz, nie wiem, za piłką dwukrotnie gonił Czarny), świetnymi interwencjami popisał się jednak Tomasz Wietecha. Najpierw wyprzedził napastnika Siarki wybijając futbolówkę głową przed polem karnym, chwilę później kapitalnie wybronił sytuację sam na sam. Nasi snuli się po boisku, Mikołajczak notował stratę za stratą, Sikorski celował w… niecelnych podaniach.



Sytuacja na boisku nieznacznie zmieniła się w drugim kwadransie, kiedy ciężar gry przeniósł się na połowę gości. Nie znaczy to, że Stalówka zaczęła sobie stwarzać sytuacje bramkowe, ot musieliśmy się zadowolić takimi cymesami jak pierwszy wywalczony rzut rożny (walczył jak Tur), premierowa przymiarka z rzutu wolnego (Reiman głową w mur), czy piękne podanie Argasińskiego do Płonki (w stylu Reimana); niestety najszybciej dobiegł do niego obrońca Siarki. Etatowy wykonawca stałych fragmentów gry, Argasiński, miał zresztą w pierwszych 45 minutach kilka okazji do celnego dośrodkowania na głowy swoich kolegów, jednak jego loby, zamiast na głowę najwyższego w Stalówce Płonki, trafiały prosto w dłonie bramkarza Siarki, który wyłapywał wszystkie piłki jak melony. Zrehabilitować się za niemrawy początek mógł również Mikołajczak, kiedy tuż przed przerwą szczęśliwie przechwycił piłkę wyprowadzaną przez obrońcę Siarki i prawym skrzydłem mógł popędzić w kierunku bramki; zamiast tego wstrzymał akcję, czekając na wbiegnięcie w pole karne Płonki, po czym zacentrował, jednak niedokładnie i napastnik Stali nie sięgnął piłki.
Cała nadzieja w głowie Tomasza Płonki?

Płonka popychany był w tym meczu na potęgę. Grając często tyłem do bramki, co chwila padał na murawę, sprytnie podkopywany, przytrzymywany i pociągany przez defensorów gości, sędzia jednak używał gwizdka tylko co drugi kontakt. Arbiter wyczulony był gównie na próby wymuszania karnego przez Stalowców. W drugiej połowie były trzy sporne sytuacje w szesnastce Siarki: w 60 minucie Płonka był chyba lekko faulowany, nie na tyle jednak, żeby odgwizdywać jedenastkę, 10 minut później upadek Mikołajczaka w polu karnym sędzia zakwalifikował jednak jako faul w ataku, wreszcie w ostatniej minucie spotkania pokazał Kachniarzowi żółtą kartkę za ewidentną próbę wymuszenia „wapna”. Błąd popełnił jednak arbiter w 85 minucie, kiedy nie zauważył wyraźnej ręki obrońcy Siarki w polu karnym. Nie było mowy tu o przypadku, defensor gości wyraźnie pomógł sobie dłonią przy próbie opanowania piłki.       

Jedyny gol meczu padł w 75 minucie, podkreślmy to, po okresie kilkuminutowej dominacji Siarki. Wcześniej goście trzykrotnie wdzierali się w pole karne Stalówki, tym razem jednak kardynalny błąd popełniła defensywa Stali i zupełnie niepilnowany Truszkowski nie mógł zmarnować takiego prezentu. Najbliżej napastnika Siarki stał Michał Czarny, nie wiem jednak, dlaczego widząc swego rywala przyjmującego piłkę stanął jak wryty, zamiast ruszyć w jego stronę... Dzięki temu Truszkowski mógł spokojnie, nieatakowany, spytać jeszcze Wietechę, w który róg ma uderzyć.



Najlepszym zawodnikiem Stali, obok Tomasza Wietechy, wybieram jednak ku swemu wielkiemu zdziwieniu Michała Kachniarza. Pod koniec ubiegłego sezonu prezentujący katastrofalną formę „Kacha” zagrał w sobotę z konieczności, ktoś musiał załatać dziurę w środku defensywy w związku z absencją Bogacza. Ze swego zadania Kachniarz wywiązał się więcej niż poprawnie: nie tylko udaremniał groźne akcje gości (w 68 minucie jego ofiarna interwencja uchroniła nas przed niechybną stratą gola), to jeszcze próbował inicjować działania ofensywne (już w pierwszej połowie, po udanym przechwycie, kontynuował efektowny rajd do przodu). Porównując jego sobotni występ z nie tak dawnymi anemicznymi ekscesami, aż przecierałem oczy ze zdumienia. 
Kachniarz? Jak nie Kachniarz...

Dobrnęliśmy wreszcie szczęśliwie do końcowego gwizdka sędziego. Jak to leciało? „Siara, Siara, kurwa stara”. Tak właśnie śpiewał cały stadion, literalnie, cały stadion, ponad tysiąc ludzi wokoło z przekrwionymi oczami i podniesionymi pięściami dających upust swej frustracji. To, co lubię w stadionowym wulgaryzmie, to jego akcydentalny charakter. Leży na murawie zawodnik Siarki, kilka rzędów niżej przepity głos ponagla go swojskim: „Wstawaj chuju”. Boję się, gdy stadionowa agresja (nawet ta werbalna), przeradza się niepostrzeżenie w festiwal chamstwa. „Tarnobrzeg, miasto wieżowców” – świetne. „Wygramy, wygramy, wygramy… Śmierdzieli pokonamy” – na granicy dobrego smaku, ale jeszcze zabawne. „Bez litości! Połamcie kurwom kości”? Być może nie wiem o co chodzi w piłce nożnej, ale opuszczam wtedy stadion… Dlatego nie widziałem na własne oczy przepychanki, do jakiej doszło po ostatnim gwizdku sędziego. Cieszący się ze zwycięstwa piłkarze Siarki mieli ostentacyjnie reagować na zaczepki trybun. Do akcji wkroczyli zawodnicy Stali, włącznie z trenerem Wtorkiem. A ja mam taką koncyliacyjną refleksję na koniec: honor jest nie tylko przywilejem pokonanych, lecz również obowiązkiem zwycięzców. Amen.


p.s.
Od dzisiejszej relacji wpisy na blogu Hutnicza 15 ilustrować będą fotografie Grzegorza Sobieraja z portalu Stalowka.eu. Moje doświadczenie jest takie: albo ogląda się mecz, albo robi się zdjęcia. Albo subkiektyw, albo obiektyw. Dziękując portalowi Stalówka.eu za zgodę na nieodpłatne korzystanie z fotograficznych zasobów portalu, zachęcam do przejrzenia galerii zdjęć z meczu Stal Stalowa Wola – Siarka Tarnobrzeg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz