sobota, 20 października 2012

Pokuta Turczyna



Dwa tygodnie temu zawalił bramkę z Wisłą Płock, teraz to znów jego błąd kosztował Stal Stalową Wolę stratę pierwszego gola w derbowym meczu z Siarką Tarnobrzeg. Można z tego szalonego, obfitującego w wiele zwrotów akcji spotkania wybić na czołówkę inne aspekty pojedynku: niespotykaną na Hutniczej liczbę kibiców, czy zdumiewającą drugą połowę meczu, w której Stalówce udało się zniwelować dwubramkową przewagę gości. Ja zapamiętam twarz Rafała Turczyna.

Nie jest zawodnikiem podstawowej jedenastki. Kiedy kontuzje wymusiły na trenerze Kalicie zmodyfikowanie podstawowego składu, drobny Rafał Turczyn dostał szansę na swej nominalnej pozycji prawoskrzydłowego. Szkoleniowiec Stalówki zorientował się jednak, że więcej pożytku w akcjach ofensywnych ma z Mateusza Kantora, od meczu z Resovią obserwujemy więc Turczyna na prawej obronie.

Turczyn twierdzi, że jest niewinny.
Wcześniej, w spotkaniu z Wisłą Płock, Turczyn  wszedł w drugiej połowie i zawalił gola, który dał gościom zwycięstwo. Również w sobotnich derbach to jego opieszałość sprokurowała groźną akcję gości, po której napastnik Siarki znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Dydą. Nasz golkiper wyszedł z pojedynku zwycięsko, jednak goniący akcję Turczyn, trzymając w polu karnym swojego rywala za koszulkę, dopuścił się przewinienia. Karny. Kiedy kilka minut później Kalita ściągał go z boiska, Turczyn pokazywał na migi swoim kolegom na ławce rezerwowych, że napastnik Siarki nurkował.

Kalita o Turczynie - kliknij!

Kluczowy moment meczu miał jednak miejsce tuż przed rzutem karnym dla Stali. Na trybunach zapanowała nagła euforia, bowiem kilka minut wcześniej Stalówka przegrywała z Siarką 0-2. Po jedenastce dla tarnobrzeżan pewnie wykonanej przez byłego piłkarza Stali – Jarosława Piątkowskiego („to skurwysyn” – rozległ się szmer na krytej trybunie), w 70 minucie lekkim ale idealnie mierzonym strzałem z rzutu wolnego popisał się Bartosz Madeja (według mnie - gol Dydy, nasz bramkarz ani drgnął) i kibice na Hutniczej myśleli, że już po zawodach

3 minuty później jedno z wielu dośrodkowań Damiana Łanuchy (wreszcie mamy w Stalowej zawodnika, który potrafi celnie zacentrować) w pole karne trafiło jednak wreszcie na głowę Przemysława Żmudy (miał już dwie główkowe sytuacje w pierwszej połowie) i Stal strzeliła gola kontaktowego. 11 minut przed końcem meczu w polu karnym Siarki padł zaś staranowany przez bramkarza gości Mateusz Kantor i wtedy zaczął się najbardziej interesujący moment spotkania, który… rozegrał się poza linią boczną boiska.
Jarosław Piątkowski wrócił na Hutniczą w barwach Siarki Tarnobrzeg i strzelił gola.
Od faulu na Kantorze a pewnym wykonaniu jedenastki przez Krystiana Getingera minęło bowiem kilka minut. Bramkarz gości w starciu z naszym zawodnikiem ucierpiał na tyle, że potrzebna była interwencja lekarza. Zazwyczaj radość po strzeleniu karnego jest pochodną euforii po przyznaniu jedenastki. Teraz mieliśmy parę „pustych” chwil: popatrzyłem na ławkę Stalówki: Rafał Turczyn wstał i ze złożonymi do modlitwy dłońmi, z przerażeniem i równocześnie nadzieją w oczach, patrzył w kierunku bramki Ćwiczaka. To była twarz chłopca, który drży o życie.

Zaimponował mi tym niemal religijnym oddaniem drużynie. Wyobrażam sobie sytuację gracza, który najpierw zawala gola, potem zostaje zdjęty przez trenera, wreszcie – przestaje interesować się meczem. Turczyn nie przestał „być” na boisku, wyraźnie modlił się o bramkę, która zmazałaby jego winę. Wiecie, w futbolu zdarzają się momenty, które potrafią nam „uczłowieczyć” piłkarza. Sprawić, że jego postać zyskuje  jakiś bardziej ludzki wymiar. Pamiętacie słynne „łzy Gazzy”? No to teraz ja mam jeszcze „modlitwę Turczyna”…
Bramkarz Siarki wyczuł karnego Krystiana Getingera, strzał zawodnika Stali wpadł jednak tuż przy słupku.
To było dziwne spotkanie. Zaczęło się od przewagi Stali, która już w pierwszych 5 minutach dwukrotnie zagroziła bramce Siarki (raz, o ile się nie mylę, dośrodkowanie Turczyna, które zmierzało pod poprzeczkę, za drugim razem główkował Żmuda). Siarka strzelała groźnie w drugiej części pierwszej połowy – ładne uderzenie z około 25 metrów trafiło w poprzeczkę (a może Dydo ją lekko musnął? oceńcie sami z 60 metrów!) . 

Trener Kalita na pomeczowej konferencji nie był jednak zadowolony z poziomu meczu. Kliknij! Przyznam szczerze – nic a nic mi to nie przeszkadzało. Dramaturgia spotkania potrafi z nawiązką zrekompensować techniczną bryndzę. Co z tego, że Sylwester Sikorski koncertowo zmarnował w drugiej połowie dwie wyborne szanse – raz wystarczyło dokładnie dograć do nieobstawionego Fabianowskiego, za drugim razem nie wywrócić się na futbolówce pięknie dogranej przez Kantora? Co z tego, że Robert Widz po raz kolejny udowadnia, że nie dorósł do drugoligowego poziomu (trenerze Kalito, co z tym Białkiem?).  Kalita o Widzu - kliknij! Czy zaskoczyło mnie, że zmiennik Turczyna - Zbigniew Dąbek - w pierwszym kontakcie z piłką prezentuje przeciwnikowi „setkę” na 3-0? Myślę, że kibicom to nie wadzi, o ile na boisku znajdą emocje innego rodzaju.    


Kiedy ostatni raz widziałem na Hutniczej tylu kibiców? Piknikowa pogoda nie była tu jedynym czynnikiem, w końcu z Puszczą Niepołomice graliśmy w jeszcze większym słońcu. Zadziałała magia derbów. Zobaczyć na własne oczy znienawidzonego sąsiada – to motywuje o wiele bardziej niż poziom piłkarskiego widowiska. A ja chciałem jeszcze zobaczyć pierwszą połowę meczu Tottenham-Chelsea, więc na trybunach były już tylko miejsca przy płycie boiska. Dzieci, kobiety, niemal rodziny w komplecie… jak za starych dobrych czasów (swoją drogą, na White Hart Lane prawdziwe emocje zaczęły się dopiero, gdy siadałem na Hutniczej, od trafienia Williama Gallasa na początku drugiej połowy; w Stalowej też mecz zaczął się dopiero po 45 minutach).

Było więc słońce, byli kibice, „działo się” na boisku. Szczęśliwy? Nie do końca… Po raz kolejny bowiem poczułem się na Hutniczej jak obcy, nijak nie mogąc zidentyfikować się z widownią śpiewającą, że „Siara, Siara / kurwa stara” oraz że „Wygramy, wygramy, wygramy / kurwy pokonamy”. Ja wiem, że wszyscy w Stalowej czekali te długie 8 lat, by móc ponownie ulżyć swojej „flustracji” (taka scenka, jadąc na mecz dzwonię do osoby stojącej w kolejce po bilety i pierwsze co słyszę w słuchawce to właśnie chóralne „Siara, Siara…”). Komu to śpiewali? Najwyraźniej była to sztuka dla sztuki, ponieważ do Stalowej nie dotarł ani jeden kibic Siarki. 
Bezprzerwa na reklamę.
 
Co mnie zasmuciło najbardziej to fakt, że po strzeleniu przez Siarkę drugiej bramki obelgi młyna podjęli także kibice krytej trybuny (nie zabrakło też nieśmiertelnego „Jebać PZPN”). Nie chcę więcej bawić się z nimi w kibolski gospel (- Kto wygra mecz? – Stal!). Nie chcę też dorzucać się do opraw meczowych (podczas spotkania chodzą ze skarbonką). Może kogoś rozśmieszył transparent: „Niepotrzebne nam są derby, bo jebiemy was bez przerwy”, ale prawdziwy kibic bez problemu wyczuje jego logiczny fałsz. Wolicie, żeby Siarka spadła, czy lepiej będzie zagrać z nią znów za rok?  
     

p.s.

Na konferencji prasowej zatrzęsienie dziennikarzy. Najgłupsze pytania padają jednak zawsze na końcu. Trzeba przyznać, że Kalita okazał się "mistrzem ciętej riposty".        

Co ma piernik do krawata? 

2 komentarze:

  1. brawo, świetny opis, gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  2. 57 year old Business Systems Development Analyst Esta Girdwood, hailing from Schomberg enjoys watching movies like Cold Turkey and Video gaming. Took a trip to Harar Jugol and drives a Alfa Romeo 8C 2300 Monza. Odwiedz ten link

    OdpowiedzUsuń